KwarantANNA
Przespaliśmy jakiś szczegół.
Obudziliśmy się w świecie maseczek i lateksowych rękawiczek.
Świecie znanym z filmów.
Świecie strachu i paniki.
Moje życie domowe niewiele się zmieniło. Mąż nadal pracuje poza domem, a ja nadal opiekuję się dziećmi. Brakuje mi spotkań z innymi, ale ja i tak jestem raczej typem samotnika. To co się zmieniło w moim życiu to strach. Strach o bliskich, o rodziców, o dziadków, o moje własne dzieci. Strach o to, jakim będzie ten świat.
KwarantANNA
Gdzieś tam Ada ma dosyć jego porozrzucanych skarpet. On nie może dłużej słuchać jej narzekań. Po dziesięciu latach nocowania pod jednym dachem zmuszeni zostali do odbycia razem kwarantanny. Nagle uświadomili sobie, że żyją razem tylko dlatego, że się mijają. Nic z tego, trzeba się rozwieźć.
Gdzieś indziej Ola promienieje z radości, bo w końcu ma go w domu. Może jej pomóc z dziećmi, mają dla siebie czas, dużo czasu. Do niego natomiast dociera, że to chyba nie jest to o co mu w życiu chodziło. To chyba nie ta kobieta, dzieci to była decyzja pochopna. To go przerasta, nie ma gdzie uciec. Kwarantanna.
Trzy ulice dalej dzieje się magia. Piątka dzieci śpi w pokojach, położna jest już w drodze. Marta wbija w niego paznokcie i stara się nie obudzić dzieci, ale i całego bloku. Chwilę później na jego ręce rodzi ich córkę. Położna się spóźniła. Znowu.
W tym samym bloku, ale dwa piętra niżej śpi Kacper. Ma 8 lat, śnią mu się koszmary. Ale te koszmary i tak są lepsze od jawy. Gdy rano wstanie, ojciec znów się spije i wleje matce. A może i jemu, w końcu nie ma gdzie uciec. Kiedyś, zanim to wszystko się zaczęło 8 godzin w szkole było dla niego wybawieniem.
W szpitalu nieopodal kolejny dyżur na SORze ma Sylwia. W samochodzie ma spakowaną walizkę na wypadek kwarantanny. W domu czeka na nią 3 letni syn. Mąż też jest lekarzem. Dziadkowie w grupie ryzyka. W razie czego synem zaopiekuje się koleżanka.
W innym szpitalu na porodówkę wchodzi Magda. To już trzeci dyżur w tym tygodniu. W domu trójka dzieci i mąż. Ona też boi się zamknięcia w szpitalu. Daje z siebie wszystko. A jest co robić. Kobiety po wielu latach zostały na porodówkach bez partnerów. Są zdezorientowane, przerażone, wściekłe.
Blisko szpitala w spożywczaku , przy kasie siedzi Pani Kasia. Ma roboty po uszy. Koleżanki wzięły wolne na opiekę nad dziećmi, ludzie wykupują towar, dostawy przyjeżdżają jak szalone. Nagle okazało się, że Pani Kasia i jej kasa są niezbędne w życiu każdego Polaka. W domu czeka na nią córka ANNA.
Mąż Pani Kasi pracował na czarno w hotelu. Teraz ma przestój w pracy.
ANNA, córka Pani Kasi ma 15 lat. Jest molestowana przez ojczyma odkąd skończyła 12. ANNA nie chodzi teraz do szkoły. Ojczym nie chodzi do pracy. Razem czekają w domu na Panią Kasie.
Gdzieś na Facebooku Janusz pisze o tym, że ludzie powariowali. Że cały ten wirus to ściema i spisek. Nie ma co siać paniki matoły! Pisze spod kołdry, odbywając dwudziesty pierwszy dzień zwolnienia.
Gdzie indziej zaryglowany na cztery spusty Tomek trzęsie się ze strachu o swoje życie, obijając się o zapasy makaronu i papieru toaletowego, wierząc, że ten ma magiczne właściwości zamiany w papiery wartościowe.
Jest też Andrzej. Andrzej cieszy się z czasu spędzanego z rodziną. Życie w końcu zwolniło, znalazł czas na dawno odkładane zajęcia. Andrzej polubił się z wirusem, planuje remont, cieszy się chwilą i czterdziesty raz przeczytaną książeczką o Kici Koci.
Jego siostra Natalia zainwestowała niedawno sporą sumę pieniędzy we własny biznes. Jej straty są już na tyle duże, że nie wie czy będzie sens ten biznes „reanimować” kiedy to wszystko się skończy. Natalia nie wierzy już nawet, że się skończy.
Chaos.
Zdziwienie.
Nagle okazuje się, że w życiu ważnych jest tylko kilka rzeczy. Że najważniejsi są bliscy i zdrowie.
Okazuje się, że w momencie w którym życie zmusiło nas do tego, żeby przestać pędzić masa osób nie potrafi się odnaleźć. Ludzie nie potrafią żyć tu i teraz. Nie umieją celebrować wolnego czasu. Nie potrafią zwolnić, wyciszyć się. Nie potrafią nic nie robić, odpuścić. Uświadamiają sobie, że Tworzą domy z przypadku. Że zabrnęli w swoim życiu w zupełnie innym kierunku niż chcieli. Nagle okazało się, że nie jesteśmy bogami. Padamy jak muchy. Nie ma w nas żadnej pokory. Staliśmy się robotami. W chwilach w których powinniśmy się jednoczyć skaczemy sobie do gardeł o ostatnią paczkę cukru. Obrażamy się na forach internetowych, bo w realu nie mielibyśmy odwagi odezwać się słowem. Nagle okazuje się, ze już nie możemy udawać, że nie ma nas w mieszkaniu kiedy słychać krzyki za ścianą. Nagle coraz mniej rzeczy można ignorować. Nagle trzeba przyznać samemu przed sobą jak dużo dotychczas wypieraliśmy.
Czas otworzyć oczy.
Zaczynając pisać ten tekst napisałam wstęp, który stracił ważność. Przeczytaj go jeszcze raz.
„Moje życie domowe niewiele się zmieniło. Mąż nadal pracuje poza domem, a ja nadal opiekuję się dziećmi. Brakuje mi spotkań z innymi, ale ja i tak jestem raczej typem samotnika. To co się zmieniło w moim życiu to strach. Strach o bliskich, o rodziców, o dziadków, o moje własne dzieci. Strach o to, jakim będzie ten świat. „
Minęła chwila.
Kończąc go jestem w zupełnie innym punkcie życia.
Dzień po napisaniu tego wstępu zmarł ktoś mi bliski. Nie sądziłam, że mnie to spotka. Nie mogłam się pożegnać, bo izolacja… Grupa ryzyka. Wszyscy wierzyli, że „wytrzyma” jeszcze trochę. Nie wytrzymał. Nie mogliśmy go nawet godnie pożegnać, nie mogłam uczestniczyć w pogrzebie. Człowiek nabiera pokory w obliczu takich zdarzeń. Okazuje się, że nie możemy mieć wpływu na wszystko. Że musimy pogodzić się z koleją rzeczy. Podać sobie rękę ze śmiercią i zrozumieć, że będzie jej teraz w naszym świecie więcej.
Pomyślałam sobie wtedy : Okej, akceptuje to. Gorzej być przecież nie może.
Kilka dni później mój mąż dostał wypowiedzenie. Chciałabym powiedzieć- niemożliwe! Stanowisko kierownicze, umowa na czas nieokreślony, mogą go zwolnić tylko w jednym wypadku: likwidacja stanowiska, a to przecież niemożliwe. Likwidując jego stanowisko musieliby zlikwidować całą, ogromną budowę, wielką inwestycję, zabrać maszyny, zwolnić kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset osób! To się nie ma prawa wydarzyć! Dlatego właśnie ostatnio odrzucił dwie propozycje pracy (sic!). Bo przecież tutaj jest „stabilnie”.
Otóż okazuje się, że w czasie Covid-19 stabilnie nie jest nigdzie.
Budowa była, budowy nie będzie.
I w tym my. Z dwójką dzieci, kredytem na dom i moim śmiesznym macierzyńskim.
Trzeba zweryfikować swoje plany na przyszłość.
Może nie każdy jeszcze zdaje sobie z tego sprawę, ale świat się zmienia. On nie będzie już taki jak wcześniej. Nie wiem jaki będzie.
Trochę czuję ulgę, że „coś” zatrzymało tą pędzącą na oślep maszynę. Że siła wyższa pokazała, że jesteśmy tylko ludźmi. Ale niech już przestanie. Już zrozumieliśmy, więcej nie chcemy.
Co będzie jutro? Nie wiem. Kiedy to się skończy? Nie umiem przewidzieć. Jaki świat poznają moje dzieci? Nie mam pojęcia.
Pierwszy raz w życiu zadałam sobie pytanie czy aby na pewno nie powołałam moich dzieci do piekła?
Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowych wpisach kliknij tutaj.
21 kwietnia, 2020 @ 6:16 am
Nie jest łatwo. Świat zwariował, zaskoczył nas swoją nieprzewidywalnością i zmienił nasze poczucie posiadania kontroli nad wszystkim.
5 maja, 2020 @ 4:03 pm
Poruszający tekst. Jest jak film lub książka z zaskakującym zakończeniem. Wydawało mi się, że wiem, o czym napiszesz, a w połowie tekstu nagle mną wstrząsnęłaś. Współczuję Wam takich trudnych doświadczeń. Myślę, że przeżycia tego typu bardzo zmieniają perspektywę.
Ja w jakimś sensie straciłam pracę, bo choć nikt mnie z niej nie wyrzuca, to na ten moment moja firma nie ma po prostu nic do roboty. Jeszcze nie wiem, jak będzie, czy będę musiała szukać nowego zajęcia… To wszystko jest wielką niewiadomą.
21 kwietnia, 2020 @ 6:21 am
Ja mam tylko nadzieję, że my jako ludzie wyciągniemy z tej lekcji, to że nie powinniśmy tak gonić za karierą, super samochodami, itd. że więcej czasu powinniśmy poświęcać rodzinie. Każdy tak jechał do miasta, bo miasto to przyszłość, a jak to wszystko się zaczęło, to teraz wieś i wieś. Do mojej rodzinnej wsi tyle osób zjechało, że szok. Teraz nagle lasy, pola, to dla wszystkich skarb. A kiedyś wieś im śmierdziała.
21 kwietnia, 2020 @ 1:42 pm
Nigdy bym nie pomyślała, że to wszystko potoczy się w tą stronę i w takim tempie zbierając tak ogromne żniwo…ciężko nawet rzucać banałami, że „jeszcze będzie pięknie, jeszcze będzie wspaniale”, ale chyba tego trzeba się trzymać? Bo co nam pozostaję? Trzymajcie się ciepło i powodzenia!
22 kwietnia, 2020 @ 3:19 pm
Do dziś myślałam, że mam to szczęście że moja praca nie jest zagrożona. Po historii Twojego męża zaczęłam się zastanawiać… Mogłabym tu pisać o moich przemyśleniach, ale wyszłoby tego co najmniej tyle co we wpisie. Świat się zmienił, teraz jest inny. Ale tak na prawdę nikt nie wie, jaki będzie po. Bo kiedyś będzie PO. Możemy tylko czekać.
26 kwietnia, 2020 @ 6:18 am
Ostatnie pytanie z tego posta też sobie zadaję.
Ciężko mi się pogodzić z tym jak teraz wygląda dzieciństwo moich dzieci.
Brakuje mi normalnego życia.
26 kwietnia, 2020 @ 5:47 pm
Nic nie jest pewne, a gospodarka się sypie. Śmiertelność w województwie śląskim z powodu koronawirusa wynosi – 0,002%. Zaczęłam się zastanawiać czy rzeczywiście ta izolacja i doprowadzenie do upadku gospodarki ma większy sens…
27 kwietnia, 2020 @ 5:57 am
W moim przypadku moje życie też niewiele się zmieniło. Mąż pracuje ja opiekuję się synkiem. Jakoś organizujemy sobie czas. Jeżdżę z stnkiem na działkę by mogl sie przewietrzyć. Mieszkanie w bloku męczy. Trochę brakuje mi spotkań z rodziną, kuzynkami. Pojawil się strach o bliskich alrpoza tym stsram się żyć. Zastanawiam się czy wszystko wróci do czasu sprzed pandemii.
3 maja, 2020 @ 8:46 am
Ja na szczęście umiem się odnaleźć w tym czasie pandemii. Oby było zdrowie.
4 maja, 2020 @ 7:11 am
A mnie ta kwarantanna i czas zmian nie przeraża, a to dlatego że już przeszlam w życiu przez taki moment że wszystko się zmieniło i nie miałam na to wpływu, choć chciałabym by było inaczej. I doskonale wiem że trzeba się dopasować by łatwiej się żyło
8 maja, 2020 @ 3:28 pm
Najtrudniejsze w tej nowej rzeczywistości jest jej nieznany „deadline”. Normalnie mniej więcej wiesz, kiedy kończy się urlop, kiedy jakiś trudny projekt.
A tu klops! Trzeba żyć tu i teraz, a nawet to tu i teraz, jak piszesz, bywa totalnie nieprzewidywalne.
Jak sobie radzicie?
1 czerwca, 2020 @ 6:04 am
Świat ma głowie stanął, to prawda. Nasza kwarantanna nie była taka najgorsza, własny ogródek daje jednak trochę swobody. Ale wszystko inne – obłęd jakiś. Mam nadzieję, że rzeczywistość okaże się lepsza, niż się obawiamy. Bo trzeba iść do przodu, nie ma wyjścia.