Podsumowanie roku 2020
Wszędzie atakują mnie podsumowania roku 2020, więc postanowiłam, że też takie sobie i wam sprawię.
Ten rok u nas był wypełniony po brzegi. I choć chciałabym nazwać go owocnym, to nie przechodzi mi to przez palce, bo mimo mnóstwa pozytywów dał nam mocno w kość i wycisnął morze łez.
Pierwszego stycznia 2020 roku po raz pierwszy w życiu zrobiliśmy ze Starym listę postanowień i powiesiliśmy ją na lodówce. I choć nie wywiązałam się z dwóch swoich noworocznych postanowień, to ogólnie można powiedzieć, że jestem zadowolona, bo najważniejsze z nich zrealizowałam z nawiązką. Te dwie rzeczy to waga poniżej 65 kg (najmniej istotne postanowienie i mocno wyrwane z kontekstu) i napisanie kolejnej książki dla dzieci (nad tym ubolewam, ale w planie mam nadrobić to do końca stycznia 2021).
Zobaczmy zatem co się w tym przeklętym roku wydarzyło. Kolejność jest w miarę chronologiczna.
- Zostawiłam Pupsona po raz pierwszy w życiu! I to na SIEDEM DNI. Siedem dni za nim ryczałam i do dzisiaj pęka mi serce jak o tym wspominam. A zostawiłam go bo…
- Byłam z sześciotygodniowym Kołtunem w szpitalu. Zapalenie oskrzelików złapane po Wigilii. Wszyscy wtedy byliśmy potwornie chorzy. Tak chorzy, że bałam się, że wyrzucą mnie ze szpitala i będzie musiała zostać tam sama. Na samą myśl o pobycie tam robi mi się niedobrze. Jak przypominam sobie, że nie chcieli wpuszczać mnie z sześciotygodniowym dzieckiem na pobranie krwi, a młoda darła się tak, że do dzisiaj przechodzą mnie ciarki… Nie przesadzam, autentycznie mam mdłości na wspomnienie tego pobytu.
- Skończyłam studia podyplomowe.
- Oficjalnie Sars-cov-2 dotarł do Polski.
- Stary stracił pracę po raz pierwszy, na chwilę.
- Umarł ktoś mi bliski.
- Przez ponad dwa miesiące nie widywałam się z moimi dziadkami, był to najdłuższy okres w całym moim życiu kiedy ich nie widziałam.
- Stworzyłam od zera „Naturalnie, że rodzę!”.
- Pupinek stał się oficjalną firmą.
- Otworzyłam sklep internetowy.
- Uruchomiłam „domowe przedszkole” ( po prostu opiekuję się dziećmi u nas w domu, a to wszystko dlatego, że nie wyobrażam sobie zostawić tak małego Kołtunka pod czyjąś opieką i wrócić na etat, jest to pewnego rodzaju kompromis).
- Po kilku miesiącach nie odzywania się do siebie w końcu porozmawiałam z przyjaciółką o naszych relacjach. Nauczyło mnie to o komunikacji więcej niż tysiąc książek 🙂
- Wydałam e-booka o porodzie domowym.
- Pupson miał falstart w przedszkolu.
- Udzieliłam wywiadu u Agata Berry.
- Odszyłam modele sukienek porodowych po pierwszych poprawkach.
- Nauczyłam się podstaw hiszpańskiego.
- Udzieliłam wywiadu dla MamoPracuj.
- Stary stracił pracę po raz drugi.
- Wydałam e-booka o połogu.
- Zaczęłam rozważać zamknięcie Pupinka na amen, bo zwyczajnie mnie na niego nie stać.
- Przeprowadziliśmy konie do nowego domu, pod opiekę wspaniałych ludzi.
- Dołączyłam do nowego projektu biznesowego z wielką nadzieją, że postawi nas on na nogi.
- W końcu puściłam w świat chowane od dawna Psiobowiązki.
- Jest 29.12.2020, zamykam oczy i modlę się, żeby już nic w tym roku nie pier….. 🙂
I choć patrzę na tą listę i widzę mnóstwo dobrych rzeczy, to jednak ten rok kojarzy mi się naprawdę źle. Uważam, że wysoko podniósł poprzeczkę 2021, mam jednak nadzieję, że ten nie będzie próbował jej przeskoczyć.
A jak wasze postanowienia tegoroczne i ich realizacja? Udało się? Jak odbieracie ten rok?